Dzięki Bogu, za tego gościa - fajny, normalny (no ok, trochę powyżej standardowej średniej), i przede wszystkim naturalnie gra. A Christina... jak to Christina, śliczna jak księżniczka, ale sztuczna jak barbie. Ma dziewczyna urok, ale wszystko chce za bardzo, taka „gra” na wyrost staje się z każdą minutą bardziej męcząca. O scenariuszu rodem z szuflady 1456789 taniego Harlequina nie wspominając - minus seks. Niestety. Za to na osłodę kilka drewnianych pocałunków. Pozostaje tylko zastanowić się, jak można tak drewniano grać, mając za partnera takie ciacho. Zabijcie mnie, nie wiem ;)